Są takie książki i takie tematy, że bardzo bym chciała żeby
zniknęły. Żeby nie trzeba było o tym rozmawiać, pisać książek, i płakać. Żeby
straty nie było. Żeby żyjąc z kilkulatkiem w domu nie trzeba było się mierzyć
jak rozmawiać  z nim o  śmierci zwłaszcza nienarodzonego.
Ale jednak….. Ale straty się dzieją, szczęśliwe matki tracą
dzieci a starsze rodzeństwo wie zwykle więcej niż podejrzewamy. 
Nie będę dużo
pisała o książce Agaty Baranowskiej ”Dzidziuś. Niewielka książeczka o wielkiej
stracie.” Nie muszę, wiedzcie , że jest taka, wiedzcie, że jest piękna,
subtelna, nie krzyczy kolorami, ani językowymi ozdobnikami, prosta kreska,
wyraziste postaci tylko zasugerowane. Surowe tło. Nie okłamuje. Wzrusza życiem ,
które w niej tętni, choć doświadcza tragedii. Ta rodzina  jest razem, razem czeka, razem płacze.
Dzidziuś dostaje miejsce w tej rodzinie.  Nikt nie powtarza trzeba być dzielnym i nie
płakać….. 
Daje się w niej prawo do prawdy. Do prawdy przeżywania radości ,
skoro decyzją rodziców dziewczynka została do niej dopuszczona, później do
prawdy żałoby. Dzieci potrzebują prawdy. 
Jest taka książka o żałobie po którą warto sięgnąć gdy…. I przyjąć
te wszystkie łzy, które na jej karty spadają…. 
...
wpis powstał w ramach projektu: 







Dobrze, że są takie książki, choć to bardzo, bardzo smutne.
OdpowiedzUsuńObym nigdy nie potrzebowała po nią sięgnąć...
OdpowiedzUsuń