środa, 28 października 2015

Przygoda z książką. Memento mori.

Kilka tygodni temu jechałam autobusem z córką, dziecię lat 3,5 raczej nie nieśmiałe, nie nauczone jeszcze teatralnego szeptu, wypaliło na cały regulator
-A ten ogromny bukiet po co tej pani?
-To wieniec pogrzebowy, pani jedzie na cmentarz na pogrzeb, ktoś umarł.
-To po co umarłemu kwiaty?

I tak się rozpoczęła rozmowa na temat śmierci. Obserwuję jak chodzi falami, widzę jak czasem jest interesujący, jak nie możemy teraz przejść obok cmentarza bez rozmowy na ten temat. Czasem wraca w zupełnie niezwiązanych sytuacjach, pozornie. Dobrze że mamy ksiązki, Chwała im za to że są, i że są takie.....

„Aby książka dla dzieci była dobra, musi być delikatna , ale nie mdła; prawdziwa, ale nie ciężka, pouczająca i zaskakująca. Musi umieć wyraźnie otworzyć drzwi do tego co nie może być odczytane oczami ani palcami, a co dziecko z łatwością odgadnie w dźwiękach słów i w lustrze obrazów, w Braille,u duszy.” Francois Ruy-Vidala

i takie znalazłam w tym temacie. 
Moja najukochańsza-


Poezja dla dzieci, od tego się zaczyna, od niejednoznaczności, metafory, To oszczędna w formie książka, która nie oszczędza. Kipi w niej od uczuć, karty drżą drżeniem gęsi. Śmierć się nie panoszy, ona po prostu jest. W bezpiecznych ramionach rodzica, czytanie tej książki jest-o tym jestem przekonana- podróżą kontrolowana wprost w niebezpieczeństwo.




Kto mieszka w Warszawie lub bywa, ma blisko do Teatru Baj to nie powinien ominąć spektaklu Gęś, smierć i tulipan. Rekomendowany dla dzieci od lat 10. Myślę, jednak, że to rodzic ma głos decydujący. 

Na rozmaitych grupach rodzicielskich, dosyć często pojawiają się pytania czy opowiadać dzieciom o śmierci, zwłaszcza pupilów. Pożegnania uczy Pan Muffin.


Odchodzenie po pieknym życiu, Z fantazja i zrozumieniem. Wyliczająca swoje osiagnięcia życiowe starzejąca się świnka morska (przepraszam , kawia domowa ) jest tak uroczym zabiegiem, że mnie dorosłą, po prostu wzrusza i rozbawia. To jej odchodzenie jest takie naturalne. Jak powinno być. 


A na koniec pogrzeb. Czyż nie piękny? Przypominam sobie wszystkie pogrzeby które urządziłam moim zwierzętom. Wszystkie chomiki, myszki i świnki.... 



Pamiętam taki cytat z bardzo cennej dla mnie  książki   Tabu w literaturze i sztuce dla dzieci.

„Ale czy tęsknota nie oznacza także smutku? –zapytał Dinis
--To zależy od  tego co chcesz zrobić z tęsknotą, która odczuwasz. Dla mnie tęsknota oznacza myślenie o zaszczycie, jakiego doświadczyłem, przeżywając minione, dobre chwile; nie tylko otrzymując dobro, ale także dając to, co najlepsze od siebie , tak żeby moje życie i życie tych którzy mnie otaczali było pełne. To wszystko zachowało się w mojej pamięci i już nigdy z niej nie wymaże.”

Rosario Alcada Araujo


Tak mi sie to z Panem Muffinem skojarzyło, i z  Panjanem oczywiście.



Panjan sie zmienił. Wiadomo było ze jest stary, ale nagle stracił, włosy. Podoba mi się, że fantazjuje bohater, że to ten o którym wiemy, że odejdzie ma prawo do snucia swojej wizji. To on opowiada o Pangórze. Ma prawo , to jego umieranie, to on tak sobie z tym radzi. A Kasia?




Sprawdźcie. 


Podobny motyw fantazjowania znajdziemy u siostry Mai z księzyca. Pisałam o tym juz jakis czas temu - Zajrzyj tutaj



Za kilka dni święto zmarłych, potem zaduszki. Moje dziecko jest takie spragnione wiedzy, wszystko ją interesuje. Już z nią można tak rozmawiać, że czasem muszę przystanąć ze zdumienia, Ciesze się na te dni, będziemy czytać te książki, pójdziemy na cmentarz, rozszyfrujemy literki na nagrobkach i nareszcie jej opowiem o dziadku, o ukochanej siostrze mojej babci i jak Pan Muffin wyliczę jej jak ci wszyscy ludzie sprawili, że mojej życie było pełniejsze. I że nie smucę się z tęsknoty. 

Ciekawe czy tak łatwo byłoby mi rozmawiać o śmierci, gdybym kilka lat temu nie zrobiła eksperymentu o umieraniu z tej ksiażki - Gdybyś miał przed soba rok-życia, eksperyment na świadomosci




wpis powstał w projekcie PRZYGODA Z KSIAŻKĄ 3



środa, 14 października 2015

Przygoda z książką. Animalia.

Co łączy wydane niedawno książki o zwierzętach?


Tropiciele na przykład  wombatów nie maja wątpliwości ;) tu, wombat, tam wombat, w jednej książce ciekawostka taka w drugiej inna, razem mamy całą złożoną charakterystykę.


Ten lubi odpoczać, napić sie, bo ma mało picia, i zjeśc lody bo mu goraco.


Ten siedzi w norze, torbę na małe dzieci ma odwrotnie niż kangur żeby mu się ziemia nie nasypała do środka.


O, a ten czasem lubi wyjść na świeże powietrze spotkać kolegów.



A tu jego rodzina. Oni wszyscy noszą swoje dzidziusie w torbach.


Wszystkie prezentowane książki kocham, nie wiem którą bardziej choć nieśmiało powiem, że mam faworyta. tylko czy oderwany od całego zestawu będzie tak samo ulubiony?
 "Narwańcy" mnie osobiście chyba najbardziej ujmują kluczem doboru gatunków.
legendarne, leśne, liliputy, udomowione, w paski, nocne marki, gladiatorzy, górale i giganci. Ten pomysł mnie ujmuje, jedno określenie narzuca charakter, łatwiej mi ich zapamiętać i łatwo mi dzięki temu opowiadać dzieciom i szukać powiązań między książkami.
Uwielbiam ten cały  zestaw własnie z tej radosnej i dziecięcej we mnie frajdy obłożenia się książkami, wertowania wielkich kart, poszukiwania, porównywania, wybierania i decydowania. Zaglądania raz w jedną raz w drugą. Rozkładam podziemne nory i szukam.....

Czego teraz poszukamy córko?
Szukamy białego zwierza!!!!!


Bielinek kapustnik, kozioł, mewa wszyscy tacy biali...


Ta białucha, to ma ogon to chyba w wodzie żyje i ma tak białe ucho że nie widać.



Biały jest tez niedźwiedź biały, no chyba ze ma złota koronę, wtedy jest złotobiały.




A ten potwór jest dziwny, jak się nazywa? 

Córko, a dlaczego to samo, dwukolorowe zwierzę w każdej książce jest inne? Popatrz, ta orka, niby taka biało czarna a taka inna....



  Córko, który słoń ci się podoba?  Który słoń mi się bardziej podoba?Narysujesz swojego? 


Ten jest za szary, ten nie.


To jest mama z córka, to tak.



O! ten , ten jest najśliczniejszy, fioletowy......




Możemy tak godzinami.......spróbujecie?


Animalium

Muzeum Zwierząt
tekst: Jenny Broom
ilustracje: Katie Scott
wydawnictwo: Dwie Siostry



Atlas tych, co fruwają, skaczą i nurkują
tekst i ilustracje: Adrienne Barman
wydawnictwo: Dwie Siostry



autor: Joelle Jolivet
wydawnictwo : Egmont

Pod wodą, pod ziemią
tekst i ilustracje: Aleksandra i Daniel Mizielińscy
wydawnictwo: Dwie Siostry


Pupy, ogonki i kuperki

tekst i ilustracje: Mikołaj Golachowski & Maria Mroux Bulikowska
wydawnictwo: Babaryba


post w projekcie PRZYGODA Z KSIĄŻKĄ 3
tu -- KLIK- blogi innych uczestniczek projektu


wtorek, 13 października 2015

Maja z księżyca

Kupiłam sobie książkę. Bardzo się wzruszyłam.


Tak jakoś ostatnio trudne tematy same wchodzą mi w ręce, a książki które o nich , same się pchają do polecania. To polecam tą historię o chorobie starszej siostry. Która prawdopodobnie siostrę zabierze i nie odda. Słowo choroba prawie nie pada. Może raz, katar przecież jest zaraźliwy i bardzo groźny. Trzeba go nazwać po imieniu. Może rozłożyć na łopatki całe królestwo do którego przejęcia szykuje się Maja.



Blada, co dzień coraz bardziej krucha Księżniczka z Księżyca. Ala, jej siostra nie może się już z nią bawić w przebieranie w pył księżycowy, Maja ma swoja białofartuchową świtę, która pomaga jej we wszystkim, czasem Ala zazdrości, czasem jest smutna. Ale cały czas radzi sobie jak potrafi z sytuacją. Sama sobie wyobraża. Nikt jej nie podpowiada, nie podsuwa utartych klisz. Sama uruchamia wyobraźnię i ogląda we własnej głowie film z życia swojej siostry, ogląda w pastelach, delikatne obrazy, oniryczną Królewnę, lekko zarysowaną...










Najbardziej wzruszył mnie tata, nie okłamuje, mówi prawdę, choć zajęty przy chorej starszej córce czuwa też nad młodszą, nie zbywa jej i odpowiada jak sam potrafi. Krótko, prawdziwie. Ten ich dialog ma w sobie klimat haiku. Ciesze się, że tak można. Bez zadęcia, bez oszukiwania i udawania, że dorosły ma monopol na prawdę. Kliszę na odpowiednią okoliczność. I znowu jestem w tej samej ambiwalencji w której byłam przy książce "Dzidziuś. Niewielka książeczka o wielkiej stracie", tak bym chciała, żeby nie trzeba było pisać o takich tematach, a jednocześnie cieszę się, że ktoś tak potrafi. Że powstaje literatura , która może być terapią, a nie kolejna interwencyjna, terapeutyczna opowiastka.







Maja z KsiężycaTekst i ilustracje: Katarzyna BabisWyd. Widnokrąg, 2015 

poniedziałek, 5 października 2015

Hulaj Hulda. Różowe środy albo podróż z ciotką Huldą.

Jaki jest przepis na udana niedzielę?
Przyzwoita pogoda, nie upał, nie ziąb, Słoneczko i lekki wiaterek, koc na trawie,  przyjaciółka u boku i zaopiekowane przez dziadków dzieci. Komplet?  Nie. Brakuje do zestawu świetnej książki.


"Różowe środy, albo podróż z ciotką Huldą" zrobiła nam niedzielę. Czytałyśmy sobie nawzajem na głos. Tak, dwie dorosłe kobiety i książka niby dla dzieci. Zaczęłam niewinnie - posłuchaj tego, mając w planie przeczytać jakim palantem jest ojciec Sary.

Kompletna wariatka -mawiał ojciec Sary zawsze, gdy rozmowa schodziła na ciotke Huldę. Nigdy nie zastanawiał się zbyt długo, zanim coś powiedział- Jest miła i kochana, to prawda, ale jednak strasznie opóźniona w rozwoju. Coś jakby pluszak.

Po takim zdaniu nie dało się odłożyć książki. No bo która ma czytać dalej, ja czy ona, która ma mieć fajna niedzielę? no to czytałyśmy....

Świetne doświadczenie, bo literatura całkiem, całkiem. Rytmiczna, melodyjna. Dialogi bardzo naturalne. Postaci tak celnie opisane, że aż namacalne. Humor i wzruszenie, intryga i napięcie. Przygoda. Lekka, łatwa historyjka? Nie do końca. Przecież ciotka Hulda jest osoba upośledzoną umysłowo.

Jak można pisać tak lekko o człowieku z "takim" problemem, jak można pisać bez moralizowania, i dawania wskazówek, jak można nie napisać poradnika na temat - jak współistnieć z ludźmi niepełnosprawnymi....

uf... jak cudownie, że autorka wybrała taka konwencję, albo że Hulda nie dała się opisać inaczej niż tak własnie, czarująco i lekko. Taka Hulda jest przyjemna słodka i ciepła. No chyba, że się zestresuje i wpadnie w szał. Na szczęście ktoś mądry powiedział, że jest na to sposób i nawet kilkuletnia dziewczynka wie jak sobie poradzić z atakiem ciotki. Ktoś potraktował Sarę poważnie. No i Huldę poważnie nade wszystko.

Hulda ma swoje życie, swoje tajemnice, swój czas, którym rozporządza jak chce. Środy chce spędzać ze swoją siostrzenicą, siostrzenica tez chce, czas z ciotka jest różowy słodki i ciepły. Smuci , że czas z rodzicami jest taki zimny.


Hulda jest wolnym duchem, lubi co lubi, robi co jest do zrobienia, mówi co jest do powiedzenia, nie wstydzi się, wali prosto z mostu, nie ocenia, nie kategoryzuje ludzi, jest i cieszy się byciem. Rety, jaki to ewenement. rety, jakie to zaraźliwe.



Nie chcę zdradzać fabuły. Przeczytajcie koniecznie. A potem ....zachęcam was, pogadajcie ze swoimi bliskimi małymi i dużymi o autentyczności, o etykietkach, o wolności, inności i normach :)


Ksiażkę przeczytałabym każdemu chętnemu słuchania bez względu na wiek, choć wydawca rekomenduje 8+.

Różowe środy albo podróż z ciotką Huldą

ilustracje: Anke Kuhl
tłumaczenie: Tomasz Ososiński
wydawnictwo: Dwie Siostry

wtorek, 15 września 2015

Przygoda z książką - KAMISHIBAI wydawnictwa TIBUM








Kami – papier, shibai – sztuka. Kamishibai- oznacza teatr obrazkowy lub inaczej teatr ilustracji. 
Jest to technika opowiadania i czytania wywodząca się z Japonii, wykorzystująca kartonowe plansze z obrazkami i tekstem (37x27 cm) oraz drewnianą lub kartonową skrzynkę, – na wzór parawanu z teatrzyków marionetkowych - w której przedstawiane są kolejne fragmenty historii, bajki, opowiadania.

Zapraszam do przeczytania rozmowy z właścicielką wydawnictwa Tibum 
Zofią Piątkowską -Wolską.

Nie można zacząć inaczej, niż od najprostszego pytania, jak doszło do powstania wydawnictwa?
Historia powstania wydawnictwa jest związana z narodzinami mojego syna, to mnie pchnęło w stronę literatury dziecięcej. Książka zawsze była w centrum moich zainteresowań, książka zawsze była numerem jeden. Kiedy urodził się mój syn naturalnie skierowałam swoją uwagę w kierunku literatury dziecięcej. To był rok 2006 i były to pierwsze kroki niszowych, ambitnych wydawnictw, które proponowały książki z doskonałą ilustracją. Książki dla syna kupowałam już będąc w ciąży, całą klasykę, Baśnie Andersena, Dzieci z Bullerbyn, Alicję w Krainie Czarów itp. Równocześnie ciągle miałam kontakt z wydawnictwami francuskimi, z racji wykonywanego zawodu, tłumaczę książki o tematyce filozoficzno-religioznawczej. Odezwałam się do nich z pytaniem o literaturę dziecięcą, pytałam co się wydaje u nich dla dzieci. Tak poznałam piękne i ważne książki dla dzieci.
Wówczas polscy czytelnicy nie byli jeszcze w pełni przygotowani do odbioru książki obrazkowej, do książki, która ma niewiele tekstu a już w ogóle do książki, która mogłaby tekstu nie mieć w ogóle. Pamiętam pojedyncze artykuły, które mówiły, że jeszcze kilka lat i może będą mogły pojawiać się na rynku polskim książki obrazkowe.

Co było dalej?
Wtedy poczułam, też że muszę zmienić w swoim życiu zawodowym – czas wielkich przemian;-) Okazało się że książka obrazkowa to jest jakiś magiczny świat! Pełen niedopowiedzianych treści, alternatywnych wątków...Te książki są  u nas w domu do tej pory, moje dziecko zna je na pamięć. Żyją z nami nadal. Kiedy krystalizował się pomysł na wydawnictwo wiedzieliśmy, że będziemy wydawać rzeczy w Polsce mało nieznane, czyli że to będzie książka obrazkowa - nic tylko siadać, tłumaczyć i wydawać.
Podjęta decyzja, że założę wydawnictwo naturalnie skierowała moje kroki do Bolonii. Skoro miałam wydawać piękne książki, musiałam sprawdzić co się dzieje na świecie. Na międzynarodowych targach w Bolonii, odwiedzałam stoiska wydawnictw francuskich, jestem dwujęzyczna, więc naturalnie skierowałam swoje kroki właśnie tam. Na jednym z tych stoisk zobaczyłam dziwny przedmiot, skrzynkę, nie była ona nawet eksponowana, leżała sobie po prostu pod stołem. Zapytałam co to jest, Wystawca odpowiedział, że jest to kamishibai. Zupełnie nie wiedziałam co to jest. Pokazali mi wtedy na czym to polega. Pokazali mi pierwsza książkę, „Szukając Marudka”. Jak zobaczyłam tę opowieść, tę formę, wiedziałam już że się tym zajmę! Jest to pierwsza książka do której kupiłam prawa autorskie. Wróciłam do Polski i wpisałam w google hasło kamishibai. Google nie zwrócił mi wyników w języku polskim, tylko jedna wzmiankę o szkoleniach biznesowych Toyoty Poland, która używa tej techniki w szkoleniach. To była jedyna informacja. O dziwo poczułam się pewniej i tak to się zaczęło. W 2012 wydaliśmy pierwszy tytuł.

Kotka Milusia - nakład wyczerpany.
Na razie tak.

Będzie dodruk?
Tak.

Kiedy i czy można kupić Wasze książki w księgarniach?
Specyfika kamishibai jest taka, że księgarze nie mają czasu żeby klientowi prezentować kompletny produkt. Cena całego zestawu też nie jest mała, dla indywidualnego odbiorcy może być zaporowa. Tradycyjną książkę bierze się w ręce i już jest z nią kontakt, do kamishibai jednak trzeba mieć trochę dodatkowych kompetencji. Musi być ktoś kto ją zaprezentuje. Ale dla pasjonatów książki, których spotykam na targach książki ta cena nie jest przeszkodą.
Nasza praca dystrybucyjna polega na prezentacji kamishibai w instytucjach , które mogą w pełni docenić to narzędzie... biblioteki, przedszkola, szkoły, świetlice. Jest to mrówcza praca, wymagając olbrzymiego nakładu pracy i energii. To prezentowanie teatrzyku, warsztaty, szkolenia dla nauczycieli. Po jakimś czasie zaczął działać marketing szeptany i poczta pantoflowa i zaczęliśmy być polecani i zapraszani do instytucji. Forma kamishibai jest na tyle interesująca, sprawdza się i jest lubiana przez dzieci, że informacja się rozchodzi.

Czy przez fakt, że jesteście ze śląska sprzedajecie tutaj więcej?
Nie. Sprzedajemy w całej Polsce. W dużych miastach oczywiście, ale docieramy też do małych ośrodków. Te małe ośrodki zadziwiają otwartością i chęcią wprowadzania zmian i nowości, oni są chłonni, mają ogromny potencjał!

Międzynarodowa konferencja o kamishibai – proszę opowiedzieć.
Na początku wzięliśmy udział w konferencji w Paryżu i tam skrystalizowała się cała wizja i filozofia naszego wydawania kamishibai. To nie miał być tylko teatrzyk do prezentowania pięknych kart. Zrozumiałam, że kamishibai to cała wiedza, kontekst kulturowy w jakim powstał, z drugiej strony można też spontanicznie podejść do tego narzędzia bo jest ono na tyle proste i nośne, że łatwo i przyjemnie z nim pracować. My jednak skupiliśmy się na takim promowaniu produktu, by szła za tym jakaś wiedza i tradycja, aby kamishibai był osadzony w swoich źródłach ale równocześnie „asymilował się” w kraju do którego trafił czyli do Polski.

Czyli?
Czyli źródła historyczne – jego pojawienie się w latach 20 XX w Japonii, cały kontekst opowiadania za pomocą obrazu w tradycji wschodniej. No i co szczególnie istotne - czym różni się kamishibai od książki tradycyjnej.
Proszę powiedzieć o tych różnicach.
Książka tradycyjna stworzona jest do indywidualnego z nią obcowania, do jednostkowego przeżywania, do kontaktu jeden na jeden. Sytuacja czytelnicza jest taka że książkę tradycyjna bierzemy do ręki i jesteśmy z nią sami, można powiedzieć że mamy z nią kontakt w cztery oczy. Najgorzej się ją czyta dla grupy dzieci. Wtedy to w ogóle jest niewygodne, nie wiadomo jak ją trzymać, jak czytać – gdy czytamy nie patrzymy na słuchaczy tylko w książkę, ewentualnie dobrze jest czytać pojedynczemu dziecku, w bliskim kontakcie – wszyscy to znamy i lubimy. A kamishibai otwiera ramiona i rozprzestrzenia się tu i teraz wśród publiczności. Tu sytuacja czytelnicza jest grupowa, jest wspólne przeżycie. Ramiona teatrzyku otwierają się na publiczność i zapraszają do wspólnego przezywania czytanej  historii. Historia w tradycyjnej książce nas wciąga pochłania, natomiast w kamishibai wychodzi na zewnątrz i rozprzestrzenia się na zewnątrz w danej chwili. Jest ważna dla budowania poczucia wspólnotowości, dla budowania poczucia, że jesteśmy częścią jakiejś całości - od wspólnoty-rodziny, do wspólnoty ludzkiej. Oczywiście są to wielkie słowa, ale kiedy słuchamy opowieści tej samej opowieści słuchają osoby obok, uczestniczymy w czymś razem. Pojawia się więź, razem coś przezywamy i razem z innymi słuchaczami, zauważamy jak bardzo jesteśmy do siebie podobni.

Czy ta idea główna, ta filozofia jakoś rzutuje na wybór tematów, które wybieracie do publikacji? Walentynka jest kwintesencja dla mnie tego o czym pani powiedziała.
Japońskie kamishibai to nasze marzenie. Jest ono przed nami, bardzo byśmy chcieli wydać takie tradycyjne opowiadanie kamishibai z lat 40 ubiegłego wieku, po to by pokazać kwintesencje kamishibai. Tradycyjne kamishibai ma formę przypowieści filozoficznej. To zresztą jest wyzwanie dla wszystkich wydawców kamishibai, aby opowieści prezentowane w kamishibai były przypowieściami. Opowieść kamishibai musi być krótka intensywna i nie przegadana również w wersji wizualnej, musi mówić o ważnych sprawach, o tym kim jest człowiek, o wartościach, uczuciach, musi poruszać. Książki które już wydaliśmy są różne ale każda z nich mówi o sprawach najważniejszych, nie jest to tylko rozrywka, choć humor w kamishibai jest bardzo istotny bo pamiętajmy że najważniejsze z dziećmi to dobrze się bawić – to podstawa sukcesu w relacji z nimi!
Dziękuję, za rozmowę.


Kamishibai jest urokliwym połączeniem książki i teatru, ale tez wspaniałym narzędziem do pracy z rozmaitymi grupami wiekowymi. Jest to tak nośne narzędzie, że nie wyobrażam sobie już pracy bez niego.


Poniżej prezentuję karty tytułowe wydanych przez wydawnictwo Tibum książek do teatrzyku kamishibai.

Kotka Milusia ; Elena Molisani, Alessandro Sanna



Mój przyjaciel Kemushi : Nathalie Dargent, Mandana Sadat



Legenda o Skarbniku : Julian Brudzewski, Adam Wójcicki



Rower Walentynki: Anne Brouillard, Christian Ferrari



Groszki: Françoise Malnuit




Szukając Marudka: Kumiko Yamamoto



zapraszam na stronę wydawnictwa WYDAWNICTWO TIBUM

 i do polubienia na fb PAPIEROWY TEATR KAMISHIBAI

wpis powstał w ramach projektu

tu więcej ksiażkowych blogów - KLIK

czwartek, 25 czerwca 2015

Przygoda z trudną ksiażką -Dzidziuś. Niewielka książka o wielkiej stracie.

Są takie książki i takie tematy, że bardzo bym chciała żeby zniknęły. Żeby nie trzeba było o tym rozmawiać, pisać książek, i płakać. Żeby straty nie było. Żeby żyjąc z kilkulatkiem w domu nie trzeba było się mierzyć jak rozmawiać  z nim o  śmierci zwłaszcza nienarodzonego.

Ale jednak….. Ale straty się dzieją, szczęśliwe matki tracą dzieci a starsze rodzeństwo wie zwykle więcej niż podejrzewamy. 

Nie będę dużo pisała o książce Agaty Baranowskiej ”Dzidziuś. Niewielka książeczka o wielkiej stracie.” Nie muszę, wiedzcie , że jest taka, wiedzcie, że jest piękna, subtelna, nie krzyczy kolorami, ani językowymi ozdobnikami, prosta kreska, wyraziste postaci tylko zasugerowane. Surowe tło. Nie okłamuje. Wzrusza życiem , które w niej tętni, choć doświadcza tragedii. Ta rodzina  jest razem, razem czeka, razem płacze. Dzidziuś dostaje miejsce w tej rodzinie.  Nikt nie powtarza trzeba być dzielnym i nie płakać….. 

Daje się w niej prawo do prawdy. Do prawdy przeżywania radości , skoro decyzją rodziców dziewczynka została do niej dopuszczona, później do prawdy żałoby. Dzieci potrzebują prawdy.


Jest taka książka o żałobie po którą warto sięgnąć gdy…. I przyjąć te wszystkie łzy, które na jej karty spadają…. 






...


wpis powstał w ramach projektu: